O Togo wiedziałem niewiele ponad to, że kilku forumowiczów utknęło w nim po tym kiedy Europa zarządzała covidowe lockdowny.
Była jeszcze relacja @cart w której opowiadał o tym jak jeździł w kółko po Togo i Beninie sjared taxi i motorkami bez żadnego fixera.
Ja wiedziałem, że w kółko jeździć nie będę, motorków nie lubię w shared taxi mi ciasno, a poza tym najciekawsze rzeczy są rozsiane po tych rozlazłych, niefunkcjonalnych stolicach. Relacja jednak potwierdziła mi to, co myślałem, że to miejsca po których można się swobodnie poruszać.
Wszyscy piszą, że Benin jest ciekawszy (i bogatszy) niż Togo. To był dla mnie znak, że Lomé może być bardziej interesujące niż Kotonu (jeszcze tego nie wiem)
Stąd plan zakładał 3 noclegi w Lome, potem 3 w Grand Popo - bo ja uwielbiam być tarzany przez fale oceaniczne prawie tak samo jak oglądać modernistyczne budynki.
Po różnych zmianach udało mi się wybrać na podróż termin około noworoczny.
Lot dawną zbankrutowaną Sabeną, dla niepoznaki nazywającą się Brussels Airlines. To dobry krok zważywszy jak odszyfrowywano nazwę tej pierwszej linii: Such a bad experience never again. Przede mną było experience tam i z powrotem.
Tam dostałem upgrade to Premium Economy, które charakteryzowało się regulowanym elektrycznie fotelem z podnóżkiem, kocykiem i poduszką oraz stałym dostępem do snacków. Jedyny problem w tym, że moje miejsce umieszczone było obok kotary do technicznego pomieszczenia, a droga z niego właśnie tam skręcała. Bałem się że zostanę przejechany przez wózek, ale jedynie osoby z załogi wpadły ma mnie kilka razy, bezboleśnie
Ogólnie experience było normalne, a jedzenie całkiem OK.
Mimo opóźnienia wylotu samolot dotarł do celu (drugiego, bo pierwszym gdzie wysiadła większość pasażerów pełnego lotu, była Accra)
Formalności paszportowe, dwuokienkowe, gdzie jedną osoba oglądała paszport a druga produkowała wizę na podstawie kwitka ewizy zajęły dosłownie kilka minut.
I nagle znalazłem się na zewnątrz. Stały tam 3 bankomaty, już pierwszy wypłacił mi pieniądze bez prowizji. Kilku taksówkarzy oferowało swoje usługi, niezbyt nachalnie. Ja jednak miałem asa w rękawie - aplikację Gozem - zachodnioafrykańskiego Ubera, gdzie nawet kartę można podpiąć (początkowo myślałem, że trzeba doładować saldo). Kierowca wysłał mi ze 30 wiadomości, ale dojechał o zabrał mnie do celu. Nie było tak tanio jak w Kazachstanie, ale rachunek zamknął się kwotą jakichś 12 zł za kilka km - taksówką.
Ciekawostką niech będzie, że do Togo i Beninu wszedł Yandex, ale po kilku miesiącach został zbanowany ze względu na ... security issues.
Mój hotel był w pobliżu lotniska, miał śmieszną nazwę, okazało się że zarezerwowałem gorszy pokój, dopłaciłem za lepszy, reszty nie dostałem.
Pokój taki sobie, ale klima i łazienka były . Rano okazało się dodatkowo, że znajduje się obok cudownego miejsca, ale o tym późniejUrwałem akapit dotyczący zwiedzania, bo to nie będzie 6 dni i nie tylko Lomé o Grand Popo.
Na pewno chcę odwiedzić Kotonu i Porto Novo, zastanawiałem się czy nie zobaczyć Ouidah a potem może Abomey. Do Ouidah mi się nie udało wybrać z Grand Popo (za to bardzo miło mi się te miejscowość zwiedzało), więc pewnie tylko przez nią przejadę
Poza tym myślę, że oglądanie benińskiego odpowiednika Gniezna i Oświęcimia to nie jest najlepsze co można robić w tym kraju. Cepelię oczywiście pomijam, niech się udają tam ci, którzy muszą zaliczyć. Poza tym ile tam musi być komarów!
A właśnie - przygotowania do wyjazdu wyglądały następująco;
1 zakup biletu 2 zmiana biletu 3 wizy do Togo i Beninu 4 malarone - myślę że tu jest nieodzowny, statystyki dotyczące zachorowań na malarię w Togo są przerażające. Tu dzięki nieoceniony @Zeus za tanie tabletki (@apadlo też za logistykę i torebkę). W tym miejscu przepraszam @kamo375 za nieoddanie pożyczonych tabletek - w międzyczasie się przeterminowały W ostatniej chwili przypomniałem sobie o środku na komary, na szczęście w domu była jakaś Jenga i moswquito guard. Zrobiłem jeszcze kilka rezerwacji korzystając z różnych ofert i kashbakow. Generalnie kupowałem takie tańsze noclegi ok 100 za noc. Wyjątkiem był apartament w Lomé, ale tam był duży cashback i przypadające środki do wykorzystania.
Ogarnąłem też esima w Togo z tym trudno w zasadzie tylko nietani Roamless działa (ze zniżką 50% dało się przeżyć). W Beninie jest inaczej działać ma wiele esimów (nie flexiroam), ale większość z nich, w tym kotlet i firstly zdaje się działać tylko teoretycznie
Zdjęcia będą, tylko wifi muszę miećKiedy przyjechałem do mojego Royal blue guest house & bar było już ciemno. Zauważyłem, że na ulicach o tej porze jest dużo ludzi jeżdżących na motorkach ale i poruszających się na własnych nogach. To był bardzo dobry prognostyk. Jednak kiedy przyjechałem już nie za bardzo chciało mi się wychodzić, bar ma dachu hotelu nie był też specjalnie atrakcyjny. Poszedłem spać. Rano kiedy chodziłem po moim przybytku zobaczyłem takie cudo! Cóż za fart, gdybym nie wybrał tego miejsca, w końcu w stronę od centrum nigdy bym się nie dowiedział o istnieniu tego bazaru - nazywa się on Hedzranawoe
Podchodziłem sobie po nim trochę nikt się nie czepiał o robienie zdjęć. Wspaniałe miejsce, cudne mozaiki
Podchodziłem jeszcze trochę po okolicy, nic szczególnego nie znalazłem, no może poza barem jak na zdjęciu. Może oprócz przystanku abutobusów miejskich. Są takie i jeżdżą, nawet na niektórych przystankach wisi rozkład jazdy
Po spacerze zebrałem się zamówiłem Gozema i pojechałem do mojego kolejnego miejsca pobytu, tym.tazdm położonego 5 min piechotą od oceanu (z czego 2 to droga przez plażę)
Po drodze widziałem ciekawe wieże ciśnień oraz ciągnące się na setki metrów mozaiki przy rondzie z głąbem, zresztą nie tylko tam
Mozaiki to w Lome zdecydowanie lubiana forma artystyczna. Pewnie jeszcze do nich wrócę jeśli będę miał czas.
Kiedy się pisze w przerwie między śniadaniem a dalsza drogą łatwo zapomnisz o ważnych rzeczach.
Pierwsza dotyczy samej podróży na miejsce. Afryka zaczyna się w strefie non Schengen na lewym, albo prawym patrząc od płyty lotniska końcu terminala BRU. Stąd odbywają się loty wyłącznie do Afryki. Jest tam całkiem przyzwoity salonik Sabeny
Druga uwaga ma naturę praktyczną. Banknoty o wysokim nominale: 10000 CFA czyli 65 zł, ale zdarzyło mi się też takie coś z 2000 stanowią problem dla sprzedających w sklepach - nawet supermarketach (tam przyjmują karty, ale niekoniecznie małe kwoty) - nie mają reszty do wydania.
Zdaje się, że tam bardziej popularne od gotówki są płatności przez telefon. Jest ich kilka, jak funkcjonują - nie wiem, ale na pewno trzeba mieć do nich lokalny numer, choć prawdopodobnie samo to nie wystarczyJeszcze nie opowiedziałem o Lomé a już jestem w Kotonu. Tak, przemieszczanie się a La Benignese to nie jest zabawa dla mnie. Sześćdziesiąt kilka km starym pasatem na miejscu pasażera dzielonym z drugą osobą i z kierowcą idiotą (na dodatek nastoletnim, więc fakt że żyje nie świadczy jeszcze o jego umiejętnościach), który postanowił podjeżdżać pod cokolwiek do czego się zbliżał na 30 cm, a jeszcze większość czasu miałem pół głowy za oknem, nie polecam.
Na dodatek Kotonu w porównaniu z Lomé jest znacznie bardziej chaotyczne, ale też co chwila wpada się na perełki. O tym jednak później
Na razie tylko tyle, że w Beninie z bankomatami jest gorzej niż w Togo. 3 mi odmówiły, na szczęście 2 się zlitowały, ale akceptują wyłącznie VISĘ. Wypłaty ponownie bez prowizji.
Mam zatem kasę i nie muszę wycofywać się do Togo wcześniej niż planowałemA właśnie, jedzenie ono jakieś drogie mi się wydawało - kupowane po cenach z menu. Ryba za 40 zł, kura niewiele taniej, ale trzeba przyznać, że kura tutaj smakuje lepiej niż kaczka i nas.
Dziś wreszcie zjadłem coś w cenie jak ją sobie wyobrażałem w takim barze jak ze zdjęcia z pierwszego wpisu z dokumentacją fotograficzną
Ceny były takie (1000 CFA to 6,50 zł)
Jadłem kuskus z wołowiną czy koźliną i był pyszny.
Ale wracam do Lomé
Tuż przed wyjazdem ktoś mi polecił jak znajdować najlepsze modernistyczne budowle wystarczy wpisać w google "the ugliest building in ..." I od razu ma się cały wybór.
Pojawia się jedynie problem lokalizacji. Mi udało się zlokalizować w pierwszej kolejności banki, następnie wille nadmorskie a na koniec cudną ruinę. Ona nie jest w żaden sposób zagrodzona i zdaje się być zesquatowana. Niestety nie mogłem porozumieć się z rezydentami, którzy chyba byłi przyjaźni i chcieli mi dokładnej pokazać swoje włości. Zobaczę może w drodze powrotnej, jeśli uda mi się poprawić zrozumienie ich francuskiego a im mojego spróbuję udać się na bardziej szczegółową eksplorację.
A jeśli chodzi o banki to jednak kontrast między tymi wyszukanymi projektami a otoczeniem jest niezwykły
Widzę, że wgrała mi się różowa palma elektryczna
Kolejny dzień to nowe odkrycia i długa droga w upale przez ulice pełne straganów z handlem czymkolwiek.
Znalazł się nawet poszukiwacz części do maszyn z nie lubię poniedziałku
A poza tym kolejny bank, cudna syrenka, mozaiki, budynki publiczne, następny opuszczony hotel, tylko ten akurat pilnowany przez wojsko. W końcu pałac sprawiedliwości. Załączam też jedno ze sklepowych malowideł
Dalej też było ciekawie. Ministerstwo Planu (i inne rządowe agencje), Muzeum Narodowe, jeszcze nie otwarte, pomnik niepodległości, wspaniale piktogramy w logo szkoły zawodowej i hotel związkowy - nieczynny ale otwarty
Kawałek dalej, tylko na jednym skrzyżowaniu były designerskie światła drogowe. Dalej z ciekawszych budynków był sklep z zaokrąglonym motywem ozdobnym i poczta. Znalazła się jeszcze mozaika słodziak
Znalazłem też restaurację chińską Mały Książę
Wieczorem poszedłem na plażę. Okazało się, że to popularne zajęcie Lomian w niedzielę
Kolejnego dnia wstałem rano, poszedłem po za mało pieniędzy do bankomatu, wymeldowałem się i udałem na drogę nad morze, gdzie zaraz po przejściu skrzyżowania podjechał kierowca osobowego Peugeota w całkiem dobrym stanie i powiedział, że on do granicy. Chciałem ustalić cenę na 1500 franków, ale nie dał się. W sumie nie mam co narzekać większość czasu jechaliśmy w trzech, chwilę w czterech pasażerów, nigdy sześciu. Autobusy zatrzymują się kilkaset metrów od przejścia granicznego
Granicę przekroczyłem stosunkowo szybko, choć w pewnym momencie awansowałem do kategorii samochód.
To była moja pierwsza lądowa kontrola graniczna w Afryce (no druga, ale pierwsza była tak dawno, że jej nie pamiętam. Bezstresowa, ale z ciekawym elementem. W zasadzie polegała ona na ręcznym przepisaniu danych z paszportu na duży arkusz papieru.
Nudna praca, jeden z urzędników 3 razy przysnął, na szczęście na kilkanaście sekund przy tej operacji. Na koniec oddał moje papiery i ... swój dowód osobisty.
Za odcinek do Grand Popo przepłaciłem straszliwie, zapłaciłem 2000 franków, a pewnie powinno być mniej niż 1000. Plusem było to, że siedziałem (sam) na przednim fotelu.
W Grand Popo było ciekawiej niż mi się wydawało, mimo słabego wyboru miejsca noclegowego, ale o tym później. Na razie zdjęcia z plaży
Urwałem akapit dotyczący zwiedzania, bo to nie będzie 6 dni i nie tylko Lomé o Grand Popo.Na pewno chcę odwiedzić Kotonu i Porto Novo, zastanawiałem się czy nie zobaczyć Ouidah a potem może Abomey. Do Ouidah mi się nie udało wybrać z Grand Popo (za to bardzo miło mi się te miejscowość zwiedzało), więc pewnie tylko przez nią przejadęPoza tym myślę, że oglądanie benińskiego odpowiednika Gniezna i Oświęcimia to nie jest najlepsze co można robić w tym kraju. Cepelię oczywiście pomijam, niech się udają tam ci, którzy muszą zaliczyć. Poza tym ile tam musi być komarów!A właśnie - przygotowania do wyjazdu wyglądały następująco;1 zakup biletu2 zmiana biletu3 wizy do Togo i Beninu4 malarone - myślę że tu jest nieodzowny, statystyki dotyczące zachorowań na malarię w Togo są przerażające. Tu dzięki nieoceniony @Zeus za tanie tabletki (@apadlo też za logistykę i torebkę). W tym miejscu przepraszam @kamo375 za nieoddanie pożyczonych tabletek - w międzyczasie się przeterminowałyW ostatniej chwili przypomniałem sobie o środku na komary, na szczęście w domu była jakaś Jenga i moswquito guard. Zrobiłem jeszcze kilka rezerwacji korzystając z różnych ofert i kashbakow. Generalnie kupowałem takie tańsze noclegi ok 100 za noc. Wyjątkiem był apartament w Lomé, ale tam był duży cashback i przypadające środki do wykorzystania.Ogarnąłem też esima w Togo z tym trudno w zasadzie tylko nietani Roamless działa (ze zniżką 50% dało się przeżyć). W Beninie jest inaczej działać ma wiele esimów (nie flexiroam), ale większość z nich, w tym kotlet i firstly zdaje się działać tylko teoretycznie Zdjęcia będą, tylko wifi muszę mieć
Fajnie ze kolejna relacja z tego rejonu.W listopadzie tez dostaliśmy wszyscy upgrade do premium economy, wiec może białym tak dają? W sumie miłe to jest.My niestety zostaliśmy z samolotu wyproszeni... ale to juz inna historia, a relacja Twoja
:lol: Kolejne bilety mam na marzec, wiec przyda się co piszesz bo juz widzę cenne wskazówki.
Kiedy się pisze w przerwie między śniadaniem a dalsza drogą łatwo zapomnisz o ważnych rzeczach.Pierwsza dotyczy samej podróży na miejsce. Afryka zaczyna się w strefie non Schengen na lewym, albo prawym patrząc od płyty lotniska końcu terminala BRU. Stąd odbywają się loty wyłącznie do Afryki. Jest tam całkiem przyzwoity salonik SabenyDruga uwaga ma naturę praktyczną. Banknoty o wysokim nominale: 10000 CFA czyli 65 zł, ale zdarzyło mi się też takie coś z 2000 stanowią problem dla sprzedających w sklepach - nawet supermarketach (tam przyjmują karty, ale niekoniecznie małe kwoty) - nie mają reszty do wydania.Zdaje się, że tam bardziej popularne od gotówki są płatności przez telefon. Jest ich kilka, jak funkcjonują - nie wiem, ale na pewno trzeba mieć do nich lokalny numer, choć prawdopodobnie samo to nie wystarczy
Jeszcze nie opowiedziałem o Lomé a już jestem w Kotonu. Tak, przemieszczanie się a La Benignese to nie jest zabawa dla mnie. Sześćdziesiąt kilka km starym pasatem na miejscu pasażera dzielonym z drugą osobą i z kierowcą idiotą (na dodatek nastoletnim, więc fakt że żyje nie świadczy jeszcze o jego umiejętnościach), który postanowił podjeżdżać pod cokolwiek do czego się zbliżał na 30 cm, a jeszcze większość czasu miałem pół głowy za oknem, nie polecam.Na dodatek Kotonu w porównaniu z Lomé jest znacznie bardziej chaotyczne, ale też co chwila wpada się na perełki. O tym jednak późniejNa razie tylko tyle, że w Beninie z bankomatami jest gorzej niż w Togo. 3 mi odmówiły, na szczęście 2 się zlitowały, ale akceptują wyłącznie VISĘ. Wypłaty ponownie bez prowizji.Mam zatem kasę i nie muszę wycofywać się do Togo wcześniej niż planowałem
Obydwa rządy powinny Ci zapłacić za tą akcje PRowa ukazania "atrakcji" tychże krajow [emoji38]. Pewnie czesc wiary forumowej zachęciłeś do wydania kasy w tej części świata...
pabien napisał:Za odcinek do Grand Popo przepłaciłem straszliwie, zapłaciłem 2000 franków, a pewnie powinno być mniej niż 1000. Plusem było to, że siedziałem (sam) na przednim fotelu.Wydaje mi się ze zapłaciłeś mimo wszystko prawidłowo, bo podwójnie. Tam w Afryce to przednie siedzenie obok kierowcy jest... teoretycznie dwuosobowe. Jak ktoś siedzi sam to płaci podwójnie. Tak tak, wiem ze to zwykły samochód osobowy a nie bus
:)
Kiedy pytałem ile powinien kosztować przejazd z Grand Popo do Cotonou powiedziano mi, że 2500, max 3000, wtedy gdy jedzie normalna liczba pasażerów, więc to nie jest 2 razy cena
No właśnie na torebce jest napisane: UNICEF sel dehydratantA przy okazji relacja z granicy. Znowu wszyscy pozostali byli pieszymi a ja samochodem. Gdy pozostali, oprócz jednej Pani, pasażerowie wyszli i poszli do kolejki, ja zostałem skierowany do okienek dla zmotoryzowanych.Chcieli e-vise beninską, więc trzeba pamiętać, aby jej przypadkiem nie wywalić. Wizę do Togo miałem w paszporcie. Procedura szybka i bezstresowa. Jedyny problem, że w międzyczasie autobus odjechał i trzeba było do niego iść z kilometr. Reszta zebrała się w jakieś 15 min, więc całość przekraczania granicy trwała może 40 min. Kiedy pomyśleć o naszej wschodniej granicy taki wynik wydaje się być doskonały. Z drugiej strony oni mają tu wspólnotę zachodnioafrykańską. Jakby co autobus jedzie do Abidżanu I jeszcze jedno na przejściu wisi cennik wiz on arrival. Co więcej, jeśli chodzi o granicę lądową to przekonywano mnie, że spokojnie, choć może za dodatkową opłatą dostałbym wizę nigeryjską na granicy z Beninem. No tylko, że Nigeria jest jednak trudniejszym krajem i do włóczęgi się (ponoć) nie nadaje. W Kotonu w sumie dowiedziałem się więcej o Nigerii niż Beninie, ale to odrębna historia
W obu państwach są słabi w kawie. Kawa z ekspresu to rzadkość i jest stosunkowo droga.Popularna jest natomiast cafe au lait, która u nas nazywa się kawą po wietnamsku z nieznanego mi powodu. Tyle że to jest kawa rozpuszczalna i mleko skondensowane. Bagietki i croissanty występują, ale nie dostałem ich nigdy smacznych. To nie Tunezja jednak
Dziś ostatni dzień wycieczki. Bardzo mi się smutno zrobiło. Może gdybym darował sobie Benin i został tylko w Lomé i okolicach czułbym mniejszy niedosyt.Zastanawiałem się czy nie pojechać na targ fetyszy, ale kiedy przeczytałem recenzje mój zapał ustąpił. Bo to najwyraźniej kolejne miejsce, które stało się głównie turystyczną atrakcją. A mi dobrze z tym, że poza Grand Popo żadnego białego nie widziałem (pewnie chwilę po napisaniu tych słów zobaczę całą wycieczkę). Na koniec więc pokręcę się po bazarze i pewnie przejdę nad oceanem, bo zauważyłem ciekawe reliefy na dawnym hotelu Mercure
Może nie Such a bad experience never again, ale jednak jakość Brussels Airlines w klasie bydlęcej jest niska. Serwis trwa potwornie długo, załoga zachowuje się nieprofesjonalne. Ze względu na siedzenie w ostatnim rzędzie zabrakło dla mnie kurczaka. Kiedy leciałem w C BA, gdy zabrakło przekąski przynieśli mi lepszą z F. Ponarzekałem, że status, wysoka taryfa a oni przerzucają mnie z 21 przy oknie gdzieś na końcu na środek. W odpowiedzi usłyszałem, że oni przecież nic nie gwarantująDodatkowo bawią się we Francę na long haulu! I mówią male bagaże pod siedzenie. Ten A330 ma dramatycznie małe schowki bagażowe. A najgorsze jest to, że załoga bezczelnie przynosiła sobie z C jedzenie na talerzach i z metalowymi sztućcami.Ale byli punktualni, no i to nie był długi lot. Nie zdążył zabić. Jednak o nieużyciu SABENY niech świadczy fakt, że miejsca było o 2 cm za mało, żebym mógł wyprostować nogi.Aaaa i jeszcze ten samolot majacy 56 rzędów w większości w układzie 2-4-2 dla klas bydlęcej i bydlęcej plus miał 3 toalety, w tym żadnej z prawej strony. Dwie nie działały, na końcu samolotu była tylko jedna. Trochę żenada.
waw-lfw-1500-pln-rt,232,173950&p=1714730&hilit=Lfw#p1714730
O Togo wiedziałem niewiele ponad to, że kilku forumowiczów utknęło w nim po tym kiedy Europa zarządzała covidowe lockdowny.
Była jeszcze relacja @cart w której opowiadał o tym jak jeździł w kółko po Togo i Beninie sjared taxi i motorkami bez żadnego fixera.
Ja wiedziałem, że w kółko jeździć nie będę, motorków nie lubię w shared taxi mi ciasno, a poza tym najciekawsze rzeczy są rozsiane po tych rozlazłych, niefunkcjonalnych stolicach. Relacja jednak potwierdziła mi to, co myślałem, że to miejsca po których można się swobodnie poruszać.
Wszyscy piszą, że Benin jest ciekawszy (i bogatszy) niż Togo. To był dla mnie znak, że Lomé może być bardziej interesujące niż Kotonu (jeszcze tego nie wiem)
Stąd plan zakładał 3 noclegi w Lome, potem 3 w Grand Popo - bo ja uwielbiam być tarzany przez fale oceaniczne prawie tak samo jak oglądać modernistyczne budynki.
Po różnych zmianach udało mi się wybrać na podróż termin około noworoczny.
Lot dawną zbankrutowaną Sabeną, dla niepoznaki nazywającą się Brussels Airlines. To dobry krok zważywszy jak odszyfrowywano nazwę tej pierwszej linii: Such a bad experience never again. Przede mną było experience tam i z powrotem.
Tam dostałem upgrade to Premium Economy, które charakteryzowało się regulowanym elektrycznie fotelem z podnóżkiem, kocykiem i poduszką oraz stałym dostępem do snacków. Jedyny problem w tym, że moje miejsce umieszczone było obok kotary do technicznego pomieszczenia, a droga z niego właśnie tam skręcała. Bałem się że zostanę przejechany przez wózek, ale jedynie osoby z załogi wpadły ma mnie kilka razy, bezboleśnie
Ogólnie experience było normalne, a jedzenie całkiem OK.
Mimo opóźnienia wylotu samolot dotarł do celu (drugiego, bo pierwszym gdzie wysiadła większość pasażerów pełnego lotu, była Accra)
Formalności paszportowe, dwuokienkowe, gdzie jedną osoba oglądała paszport a druga produkowała wizę na podstawie kwitka ewizy zajęły dosłownie kilka minut.
I nagle znalazłem się na zewnątrz. Stały tam 3 bankomaty, już pierwszy wypłacił mi pieniądze bez prowizji. Kilku taksówkarzy oferowało swoje usługi, niezbyt nachalnie. Ja jednak miałem asa w rękawie - aplikację Gozem - zachodnioafrykańskiego Ubera, gdzie nawet kartę można podpiąć (początkowo myślałem, że trzeba doładować saldo). Kierowca wysłał mi ze 30 wiadomości, ale dojechał o zabrał mnie do celu. Nie było tak tanio jak w Kazachstanie, ale rachunek zamknął się kwotą jakichś 12 zł za kilka km - taksówką.
Ciekawostką niech będzie, że do Togo i Beninu wszedł Yandex, ale po kilku miesiącach został zbanowany ze względu na ... security issues.
Mój hotel był w pobliżu lotniska, miał śmieszną nazwę, okazało się że zarezerwowałem gorszy pokój, dopłaciłem za lepszy, reszty nie dostałem.
Pokój taki sobie, ale klima i łazienka były . Rano okazało się dodatkowo, że znajduje się obok cudownego miejsca, ale o tym późniejUrwałem akapit dotyczący zwiedzania, bo to nie będzie 6 dni i nie tylko Lomé o Grand Popo.
Na pewno chcę odwiedzić Kotonu i Porto Novo, zastanawiałem się czy nie zobaczyć Ouidah a potem może Abomey. Do Ouidah mi się nie udało wybrać z Grand Popo (za to bardzo miło mi się te miejscowość zwiedzało), więc pewnie tylko przez nią przejadę
Poza tym myślę, że oglądanie benińskiego odpowiednika Gniezna i Oświęcimia to nie jest najlepsze co można robić w tym kraju. Cepelię oczywiście pomijam, niech się udają tam ci, którzy muszą zaliczyć. Poza tym ile tam musi być komarów!
A właśnie - przygotowania do wyjazdu wyglądały następująco;
1 zakup biletu
2 zmiana biletu
3 wizy do Togo i Beninu
4 malarone - myślę że tu jest nieodzowny, statystyki dotyczące zachorowań na malarię w Togo są przerażające. Tu dzięki nieoceniony @Zeus za tanie tabletki (@apadlo też za logistykę i torebkę). W tym miejscu przepraszam @kamo375 za nieoddanie pożyczonych tabletek - w międzyczasie się przeterminowały
W ostatniej chwili przypomniałem sobie o środku na komary, na szczęście w domu była jakaś Jenga i moswquito guard.
Zrobiłem jeszcze kilka rezerwacji korzystając z różnych ofert i kashbakow. Generalnie kupowałem takie tańsze noclegi ok 100 za noc. Wyjątkiem był apartament w Lomé, ale tam był duży cashback i przypadające środki do wykorzystania.
Ogarnąłem też esima w Togo z tym trudno w zasadzie tylko nietani Roamless działa (ze zniżką 50% dało się przeżyć). W Beninie jest inaczej działać ma wiele esimów (nie flexiroam), ale większość z nich, w tym kotlet i firstly zdaje się działać tylko teoretycznie
Zdjęcia będą, tylko wifi muszę miećKiedy przyjechałem do mojego Royal blue guest house & bar było już ciemno. Zauważyłem, że na ulicach o tej porze jest dużo ludzi jeżdżących na motorkach ale i poruszających się na własnych nogach. To był bardzo dobry prognostyk. Jednak kiedy przyjechałem już nie za bardzo chciało mi się wychodzić, bar ma dachu hotelu nie był też specjalnie atrakcyjny. Poszedłem spać. Rano kiedy chodziłem po moim przybytku zobaczyłem takie cudo! Cóż za fart, gdybym nie wybrał tego miejsca, w końcu w stronę od centrum nigdy bym się nie dowiedział o istnieniu tego bazaru - nazywa się on Hedzranawoe
Podchodziłem sobie po nim trochę nikt się nie czepiał o robienie zdjęć. Wspaniałe miejsce, cudne mozaiki
Podchodziłem jeszcze trochę po okolicy, nic szczególnego nie znalazłem, no może poza barem jak na zdjęciu. Może oprócz przystanku abutobusów miejskich. Są takie i jeżdżą, nawet na niektórych przystankach wisi rozkład jazdy
Po spacerze zebrałem się zamówiłem Gozema i pojechałem do mojego kolejnego miejsca pobytu, tym.tazdm położonego 5 min piechotą od oceanu (z czego 2 to droga przez plażę)
Po drodze widziałem ciekawe wieże ciśnień oraz ciągnące się na setki metrów mozaiki przy rondzie z głąbem, zresztą nie tylko tam
Mozaiki to w Lome zdecydowanie lubiana forma artystyczna. Pewnie jeszcze do nich wrócę jeśli będę miał czas.
Pierwsza dotyczy samej podróży na miejsce. Afryka zaczyna się w strefie non Schengen na lewym, albo prawym patrząc od płyty lotniska końcu terminala BRU. Stąd odbywają się loty wyłącznie do Afryki. Jest tam całkiem przyzwoity salonik Sabeny
Druga uwaga ma naturę praktyczną. Banknoty o wysokim nominale: 10000 CFA czyli 65 zł, ale zdarzyło mi się też takie coś z 2000 stanowią problem dla sprzedających w sklepach - nawet supermarketach (tam przyjmują karty, ale niekoniecznie małe kwoty) - nie mają reszty do wydania.
Zdaje się, że tam bardziej popularne od gotówki są płatności przez telefon. Jest ich kilka, jak funkcjonują - nie wiem, ale na pewno trzeba mieć do nich lokalny numer, choć prawdopodobnie samo to nie wystarczyJeszcze nie opowiedziałem o Lomé a już jestem w Kotonu. Tak, przemieszczanie się a La Benignese to nie jest zabawa dla mnie. Sześćdziesiąt kilka km starym pasatem na miejscu pasażera dzielonym z drugą osobą i z kierowcą idiotą (na dodatek nastoletnim, więc fakt że żyje nie świadczy jeszcze
o jego umiejętnościach), który postanowił podjeżdżać pod cokolwiek do czego się zbliżał na 30 cm, a jeszcze większość czasu miałem pół głowy za oknem, nie polecam.
Na dodatek Kotonu w porównaniu z Lomé jest znacznie bardziej chaotyczne, ale też co chwila wpada się na perełki. O tym jednak później
Na razie tylko tyle, że w Beninie z bankomatami jest gorzej niż w Togo. 3 mi odmówiły, na szczęście 2 się zlitowały, ale akceptują wyłącznie VISĘ. Wypłaty ponownie bez prowizji.
Mam zatem kasę i nie muszę wycofywać się do Togo wcześniej niż planowałemA właśnie, jedzenie ono jakieś drogie mi się wydawało - kupowane po cenach z menu. Ryba za 40 zł, kura niewiele taniej, ale trzeba przyznać, że kura tutaj smakuje lepiej niż kaczka i nas.
Dziś wreszcie zjadłem coś w cenie jak ją sobie wyobrażałem w takim barze jak ze zdjęcia z pierwszego wpisu z dokumentacją fotograficzną
Ceny były takie (1000 CFA to 6,50 zł)
Jadłem kuskus z wołowiną czy koźliną i był pyszny.
Ale wracam do Lomé
Tuż przed wyjazdem ktoś mi polecił jak znajdować najlepsze modernistyczne budowle wystarczy wpisać w google "the ugliest building in ..." I od razu ma się cały wybór.
Pojawia się jedynie problem lokalizacji. Mi udało się zlokalizować w pierwszej kolejności banki, następnie wille nadmorskie a na koniec cudną ruinę. Ona nie jest w żaden sposób zagrodzona i zdaje się być zesquatowana. Niestety nie mogłem porozumieć się z rezydentami, którzy chyba byłi przyjaźni i chcieli mi dokładnej pokazać swoje włości. Zobaczę może w drodze powrotnej, jeśli uda mi się poprawić zrozumienie ich francuskiego a im mojego spróbuję udać się na bardziej szczegółową eksplorację.
A jeśli chodzi o banki to jednak kontrast między tymi wyszukanymi projektami a otoczeniem jest niezwykły
Widzę, że wgrała mi się różowa palma elektryczna
Znalazł się nawet poszukiwacz części do maszyn z nie lubię poniedziałku
A poza tym kolejny bank, cudna syrenka, mozaiki, budynki publiczne, następny opuszczony hotel, tylko ten akurat pilnowany przez wojsko. W końcu pałac sprawiedliwości. Załączam też jedno ze sklepowych malowideł
Dalej też było ciekawie. Ministerstwo Planu (i inne rządowe agencje), Muzeum Narodowe, jeszcze nie otwarte, pomnik niepodległości, wspaniale piktogramy w logo szkoły zawodowej i hotel związkowy - nieczynny ale otwarty
Kawałek dalej, tylko na jednym skrzyżowaniu były designerskie światła drogowe. Dalej z ciekawszych budynków był sklep z zaokrąglonym motywem ozdobnym i poczta. Znalazła się jeszcze mozaika słodziak
Znalazłem też restaurację chińską Mały Książę
Wieczorem poszedłem na plażę. Okazało się, że to popularne zajęcie Lomian w niedzielę
Kolejnego dnia wstałem rano, poszedłem po za mało pieniędzy do bankomatu, wymeldowałem się i udałem na drogę nad morze, gdzie zaraz po przejściu skrzyżowania podjechał kierowca osobowego Peugeota w całkiem dobrym stanie i powiedział, że on do granicy. Chciałem ustalić cenę na 1500 franków, ale nie dał się. W sumie nie mam co narzekać większość czasu jechaliśmy w trzech, chwilę w czterech pasażerów, nigdy sześciu. Autobusy zatrzymują się kilkaset metrów od przejścia granicznego
Granicę przekroczyłem stosunkowo szybko, choć w pewnym momencie awansowałem do kategorii samochód.
To była moja pierwsza lądowa kontrola graniczna w Afryce (no druga, ale pierwsza była tak dawno, że jej nie pamiętam. Bezstresowa, ale z ciekawym elementem. W zasadzie polegała ona na ręcznym przepisaniu danych z paszportu na duży arkusz papieru.
Nudna praca, jeden z urzędników 3 razy przysnął, na szczęście na kilkanaście sekund przy tej operacji. Na koniec oddał moje papiery i ... swój dowód osobisty.
Za odcinek do Grand Popo przepłaciłem straszliwie, zapłaciłem 2000 franków, a pewnie powinno być mniej niż 1000. Plusem było to, że siedziałem (sam) na przednim fotelu.
W Grand Popo było ciekawiej niż mi się wydawało, mimo słabego wyboru miejsca noclegowego, ale o tym później. Na razie zdjęcia z plaży